Forum - RPG - Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Garet Herber cz.1

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum - RPG - Strona Główna -> Bajarze
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Faharrad
Administrator



Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Warszawa [*]

PostWysłany: Nie 18:39, 10 Cze 2007 Temat postu: Garet Herber cz.1

Maria była dobrą kobietą. Wspaniała gospodyni, kochająca matka i żona. Właśnie wracała ze studni do domu, kiedy zobaczyła swojego syna siedzącego pod jabłonią. Pochylał się nad czymś, ale nie mogła dostrzec, co to takiego, ponieważ odwrócony był do niej plecami. Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Był tak pochłonięty tym, co robi, że nie zauważył jak matka stoi za jego plecami. Ona zaś pochyliła się nad synem, aby lepiej widzieć i z przerażenia krew odpłynęła jej z twarzy.
- Garet, co ty wyprawiasz! – krzyknęła na dziecko.
On zaskoczony odwrócił się, a kamyczek, który jeszcze przed chwilą kołysał się w powietrzu za sprawą magii nagle upadł.
- Ach… mmamo… ja… - zaczął się tłumaczyć, ale matka mu nie pozwoliła dokończyć.
- Natychmiast mi do domu, ale już!
- Tak mamo – odparł chłopczyk, a głowę wtulił tak mocno w ramiona, że niemalże nie było widać szyi.
– Czekaj no. Niech tylko ojciec wróci z pola.
Garet powoli poczłapał do domu, a Maria zaczęła nerwowo rozglądać się po okolicy. Co prawda mieszkali na uboczu, ale wiedziała jak to jest z tą sąsiedzką ciekawością. Coś mignęło jej po prawej stronie w małym zagajniczku, ale natychmiast znikło.
- Oby to było tylko zwierze – mruknęła sama do siebie i ruszyła w kierunku domu.

Tego wieczora w domu Herberów było ciszej niż zwykle. Wszyscy jedli zupę i nie patrzyli na siebie.
- Synu – nerwową ciszę przerwał ojciec. – Czemu nie powiedziałeś mi, że masz Skazę.
- Bałem się – wymruczał ledwie słyszalnie Garet.
- Przecież wiesz, że ja nigdy bym cię nie skrzywdził. Razem, we trojkę na pewno coś byśmy poradzili. Ale ty wolałeś milczeć i w tajemnicy zabawiać się tym plugastwem. Przecież wiesz, ze magia jest zła.
Cisza. Ojciec długo patrzył na syna, który pochylony nad swoja miską nie chciał spojrzeć mu w oczy. Maria cicho wstała i posprzątała po kolacji. Kiedy prawie skończyła ktoś załomotał w drzwi. Wszyscy spojrzeli na siebie z przestrachem.
- Idźcie na górę. Ja sobie z tym poradzę.
Podszedł do drzwi. Upewnił się tylko, że jego rodzina zniknęła w korytarzu i zamiast otworzyć powiedział:
- Kto tam?
- Bernard otwieraj. To ja Frans, wójt. Musimy porozmawiać. – usłyszał stłumiony głos zza drzwi.
Powoli otworzył drzwi. Noc była ciepła i gwiaździsta. Bezchmurne niebo pozwalało zobaczyć wszystkie konstelacje. Wójt wszedł do środka i spojrzał na gospodarza, on zaś odwrócił się i poszedł w stronę kuchni. Gość zaraz za nim. Usiedli obaj za stołem, wzięli po kubku, wsypali kilka suszonych liści herbaty i zalali gorącą wodą.
- Doszły do mnie pewne niepokojące wieści Bernard – zaczął wójt. – Podobno Twój syn ma Skazę. Czy to prawda?
- A skąd drogi wójt się o tym dowiedział? Pewnie od jakiegoś wścibskiego sąsiada, który cos zobaczył, a resztę sobie dośpiewał.
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Mów, czy to prawda? – naciskał Frans.
- Tak.
- To nie dobrze. Musicie stąd odejść. Wiesz co się stanie jak wieś się dowie?
- Tak wiem. Jutro odejdziemy.
- Jutro może być za późno. Zauważył was Malerd, największa papla w okolicy. Dałem mu trochę pieniędzy, żeby od razu nie wygadał, ale to nie uniknione.
Nagle rozległo się łomotanie do drzwi. Wielu ludzi.
- Za późno – powiedział Bernard i powoli wstał z krzesła. Podszedł do kąta i wziął stamtąd sporą lagę.
Kiedy wójt to zobaczył zerwał się – Ja to załatwię. Podszedł do drzwi i delikatnie je uchylił – Słucham?
- Otwieraj wójcie! Nieczyści muszą zostać zgładzeni! Precz z nieczystymi! – w odpowiedzi usłyszał wiele głosów.
Na zewnątrz stała co najmniej trzydziestka mężczyzn. Uzbrojeni byli w kosy, widły i pałki. Kilku trzymało pochodnie. Naparli na drzwi i odepchnąwszy Fransa weszli do domu.
- Spokojnie panowie. Tylko spokojnie. Zaraz… - nie zdążył dokończyć. Wielka pałka łupnęła go w tył głowy i padł nieprzytomny na podłogę.
- Wynocha mi z mojego domu! – krzyknął gospodarz i zrobił młynka lagą, którą trzymał w prawej dłoni.
- Spokojnie Bernard. Do ciebie nic nie mamy. Oddaj nam to plugastwo, a nic tobie i twojej żonie się nie stanie – powiedział jeden z mężczyzn. Najwidoczniej przywódca.
- Po moim trupie. To mój syn! – wrzasnął i rzucił się na mężczyzn.
Był nadspodziewanie szybki, a pozornie nieporęczną pałką posługiwał się z mistrzowską sprawnością. Powalił trzech zanim poczuł jak stalowy bełt rozpruwa mu brzuch. Strzelili do niego zza pleców. Co za niehonorowe łajzy – przeleciało mu przez głowę i pogrążył się w ciemnej pustce. Martwe ciało osunęło się na siemię wykrwawiając w szybkim tempie. Wiejscy inkwizytorzy ruszyli w stronę schodów.
Maria i jej syn słyszeli nadspodziewanie dobrze to co wydarzyło się na dole. Teraz ona przytulała dziecko z całej siły tak jakby to mogło pomóc w czymkolwiek. Kroki, kroki wielu stóp. Drzwi od pokoju zostały wyrwane z framugi razem z zawiasami. Do pomieszczenia wkroczyła banda.
-Odejdźcie! Zostawcie nas w spokoju! Przysięgamy, że rano już nas nie będzie! – prosiła Maria.
- Milcz wiedźmo! Jesteś taka sama jak ten bachor. To ty go zrodziłaś. Masz splugawione łono! – powiedział przywódca grupy, a jego obelgi spotkały się z głośnym krzykiem aprobaty reszty.
Dwóch mężczyzn wystąpiło. Jeden złapał kobietę, a drugi jej dziecko. Zaczęli ich rozdzielać. Kiedy im się to już udało cisnęli małym o ścianę, a kobietę unieruchomili. Od tyłu podszedł do niej chłop który wcześniej ją wyzywał i wyciągnął zza paska długi sztylet. Przystawił go do gardła niewiasty.
- Patrz potworze! Ta kobieta musi umrzeć przez Ciebie! - powiedział do chłopca.
On zaś popatrzył w oczy matki w których ujrzał bezgraniczną miłość i wielki ból. Jedno pociągnięcie po gardle i fontanna karmazynowej krwi bluznęła na Gareta. Popatrzył na swoje dłonie splamione posoką matki. Coś się w nim obudziło. Na początku była to mała iskierka która jednak przerodziła się w wielki płomień. Poczuł jak jego ciało rozgrzewa się. Zauważył jak zaczyna emanować dziwną błękitną poświatą. Przeniósł wzrok z dłoni na bandę. Widział jak na ich twarzach maluje się lęk. Powoli zaczęli wycofywać się z pokoju. Było już jednak za późno. Ogromny żar opuścił ciało chłopca i rozlał się wielką falą po całym pomieszczeniu.
Garet pomału podniósł się z podłogi i spróbował stanąć na chwiejących się nogach. Kiedy jednak poczuł odór spalonego mięsa padł na kolana i zaczął wymiotować. Pozbywszy się kolacji znów spróbował stanąć. Udało się. Wolno, noga za nogą ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Gdzieniegdzie tliły się resztki tkanin. Wychodząc na korytarz brodził po kostki w popiele. Zszedł powoli po schodach, a stamtąd do kuchni. Wiedział, że nie może zostać tu ani chwili dłużej. Wybuch przyciągnie pewnie całą wieś. Wyjął dwa bochenki chleba, trochę mięsa i sera. Kilka jabłek. Położył to na wielkiej chuście i zawinął. Opuścił dom tylnym wyjściem. Możliwe, że ktoś już biegł drogą i mógł go wtedy zobaczyć. Był jednak jeszcze jeden powód. Ojciec. Nie chciał zobaczyć jego ciała. Kiedy wyszedł na zewnątrz poczuł jakąś dziwną ulgę. Nie czół strachu ani smutku. Był spokojny i opanowany. Ruszył w stronę lasu który rósł na tyłach ich domu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie zaczęła się jego wielka przygoda. Taka która przytrafia się jedynie wielkim bohaterom z legend.
Miał wtedy dziesięć lat.



Jakub Grzeszczuk



Jest to opowiadanie przedstawiające kawałek historii mojego nowego bohatera w D&D. Powstanie jeszcze jedno lub dwa. Sam nie wiem. No to zapraszam do komentowania. Very Happy Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aramis




Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 21:55, 10 Cze 2007 Temat postu:

Pierwsza sprawa, najważniejsza - zero jakichkolwiek opisów wyglądu postaci i otoczenia. Nie wiadomo skąd nagle wylatuje Maria, wzorowa matka i żona, pierze najszybciej we wsi, a i mężowi co noc dupy daje bez gadania. W porządku, niech sobie będzie, tylko że rozpoczęcie fatalne. Po dwóch zdaniach przechodzisz od razu do akcji. Były sobie świnki trzy. Lubiły kalafior. Pewnego dnia szły sobie i napadł ich potwór ciasteczkowy. Niach, niach. To nie tak miało być! Gdzie intro, które pozwoliłoby wczuć się, a raczej w tym wypadku stworzyć od podstaw klimat? Opis owej wsi, w której toczy się akcja, życia mieszkańców i tego o co właściwie chodzi z tym całym plugawstwem? Słabe opisy, czy zupełny ich brak w miejscach, gdzie powinny być, to chyba najgorsszy klimatobójca.

Poza tym, często sztuczne dialogi i zdania wypowiadane przez bohaterów... jak i twoje własne typu "Splugawiłeś mój honor, niegodziwcze!". Bardzo to fe.

Opisy akcji... ujdą. Jest co poprawiać, piszesz chaotycznie, ale jakoś strasznie potwornie okrutnie beznadziejne to one nie są.

Do tego parę literówek, brak znaków w niektórych miejscach i źle zbudowane, nie poprawne stylistycznie/gramatycznie. Ale to już kwestia dokładnego przejrzenia tekstu po napisaniu.

Rozumiem, że to wyrwany z kontekstu fragment, więc trudno dokładniej ocenić, ale co do napisania miałem - napisałem. Tyle ode mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum - RPG - Strona Główna -> Bajarze Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin