Lilith
Dołączył: 14 Cze 2007
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: z prowincji ;)
|
Wysłany: Czw 23:17, 21 Cze 2007 Temat postu: West |
|
Opowiadanko powstało oczywiście jako wstęp do którejś tam z kolei gry.
Robił co mógł aby skradać się jak najciszej. Posuwał się cal po calu na łokciach, kolanach i czubkach palców. W zapadającym zmroku, ostrożnie, po omacku torował sobie drogę przez zarośla, starając się nie szeleścić i nie łamać suchych, opadłych na ziemię gałązek. Zza zasłony liści zamigotał blask płomieni małego ogniska. Coraz wyraźniej słyszał też odgłosy niezbyt cichej rozmowy, przerywanej rechoczącym śmiechem.
- Jesteś szalony, Cartwright- klął w myślach sam na siebie- co ci przyszło do tego zakutego łba. Sam przeciwko trzem, uzbrojonym po zęby drabom. Jeszcze tej nocy skończysz, jak mi się wydaje, z kilkoma kulkami ołowiu w czaszce.
Przystanął aby uspokoić oddech.
- Jesteś głupcem- pokręcił głową. Spojrzał znów na migoczące światełko. -Tylko co ty u diaska zrobisz kiedy już tam dotrzesz. Zastrzelisz ich wszystkich?
Po co właściwie tam szedł? Chyba tylko po to, żeby spojrzeć w ich znienawidzone gęby. Przysunął, się cicho do na wpół spróchniałego pnia, na granicy zarośli i małej, zajętej przez trzech mężczyzn i kilka koni, polanki. Dwóch zajmowało się pieczenią, wiszącą nad ogniem. Trzeci, jak mu sie wydawało, spał zakutany w koce. Wydawało mu się.
Zrozumiał to dopiero, kiedy tuż za sobą usłyszał lekki trzask łamanej gałązki. Odruchowo rzucił się w bok, o włos unikając kuli, która odłupała drzazgi z pniaka w miejscu, gdzie przed chwilą opierał głowę. Nieomal przypadkiem, kopniakiem podciął nogi przymierzającemu się do następnego strzału bandycie. Zwalił się na niego całym ciężarem. Tamten zdołał go jednak odepchnąć, przyduszając gardło Cartwrighta strzelbą, której nie wypuścił przy upadku.
Musieli wiedzieć, że idzie ich tropem. Nie ma czasu. Rozpaczliwie usiłował się wyrwać i zaczerpnąć tchu. Dwaj pozostali już gnali w ich kierunku. Wyszarpnął rewolwer i wypalił na oślep. Mężczyzna nad nim zwiotczał nagle. Val zrzucił go z siebie, ale w tej samej bodaj chwili niebo zwaliło mu się na głowę. Zapadł bez czucia w ciemność.
Przebudzenie było gwałtownym i bardzo nieprzyjemnym przeżyciem. Powiedziałby nawet, że dość bolesnym. Leżał na boku ze skrępowanymi na plecach rękami. Nogi też miał spętane w kostkach. W głowie pulsował nieznośny ból. Ktoś pochylał się nad nim, ale ciemność nie pozwalała dojrzeć jego twarzy. Następnym nieprzyjemnym doświadczeniem był potężny, wyciskający z jękiem powietrze z płuc, kopniak w żebra. Z tego co zdążył zauważyć, nie było to dzisiaj pierwsze spotkanie z tym samym butem.
-Teee! Zobacz go, obudził się!- ryknął tenże schylony do swego towarzysza. -No to se teraz pogadamy....ptaszku- warknął ze złośliwą ironią do leżącego więźnia.
cdn....
Post został pochwalony 0 razy
|
|